Liczy się to, jak się kończy...
Po ubiegłotygodniowym starcie z "wysokiego C" byliśmy nastawieni na bardzo dobry występ Olimpii. Ponieważ stan boiska w Woli Załężnej pozostawiał wiele do życzenia, mecz z Kasztelanem Żarnów zmuszeni byliśmy rozegrać w Bielowicach.
Pierwsze ostrzeżenie goście dali nam bardzo szybko. Niedługo po rozpoczęciu meczu zdołali wyjść na prowadzenie. Zdawać by się mogło, że mimo to byliśmy pewni swego i potraktowaliśmy to jako wypadek przy pracy. Kilka chwil później, jakby na potwierdzenie, do wyrównania doprowadził Sebastian Bobrek. Wówczas udało nam się przejąć kontrolę nad meczem. Poza tym "incydentem", w pierwszej połowie spotkanie układało się po naszej myśli. Na przerwę schodziliśmy z wynikiem 2:1 i nic nie zapowiadało tego co miało się stać już niebawem. Olimpia również na początku drugiej części meczu była stroną dominującą, co znalazło odzwierciedlenie w zdobytych bramkach. Około 70 minuty mieliśmy "bezpieczne" 4:1. Od tej pory, nie wiedzieć czemu, było już tylko gorzej. Drugiego ostrzeżenia nie potraktowaliśmy w ogóle poważnie. Zamiast się otrząsnąć zaczęliśmy się trząść, a gra zamiast się poukładać, zaczęła się nam sypać. Piłkarze Kasztelana pokazali wtedy, że walczyć należy do końca. Zdobyli bramkę kontaktową i rzecz jasna dostali wiatru w żagle. W samej końcówce, z rzutu karnego strzelili nam wyrównującego gola, sprowadzając nas tym samym boleśnie na ziemię.
Czy karny się im należał, czy nie, wydzieranie się na sędziego, na prawdę, tylko nas pogrążało. Takie jest moje zdanie. Skoro nie potrafimy obronić trzybramkowego prowadzenia, popełniając o trzy błędy za dużo, nie wymagajmy od innych, by się nie mylili. I mimo, że przez dużą część meczu gra Olimpii mogła się podobać, koniec końców wyszło kiepsko. Panowie wybaczcie, ale daliśmy dupy i winy szukać powinniśmy po naszej stronie.
A dla wysmażających na portalach piłkarskih gorące newsy o rzekomych aspiracjach Olimpii, mam zajebisty nagłówek: "W Woli załężnej M A R Z Y L I o awansie"
A dla Wrzenia pozdrowienia i w przyszłości powodzenia :-) (taki ot freestyle na koniec). Nie łam się, zawiniliśmy wszyscy co do jednego.
I dziękuję Jockerowi, że pozwolił mi raz jeszcze (być może ostatni) na mą radosną internetową twórczość :-)
Ps. Strzelców bramek i asystujących bardzo przepraszam, ale zapomniałem zapisków z meczu...